sobota, 25 maja 2013

La Orotava e Icod de los Vinos

Orotava to niewielkie miasteczko oddalone o kwadrans drogi od Puerto de la Cruz. Całe położone jest na zboczu, dlatego spacer jest ciągłą wędrówką pod górę. Orotava to także zalążek wyspiarskiej turystyki. Z dachów budynków dostrzec można pierwsze hotele, które pojawiły się na wyspie jeszcze za czasów Franco. Dopiero później, ze względu na pogodę, turystyczna stolica przeniosła się na wiecznie słoneczne południe.

Orotava słynie przede wszystkim z alfombras czyli dywanów. Tutaj nie są one jednak tkane, ale, według tradycji, usypywane z piasków wulkanicznych i kwiatów. Przedstawiają, jak to w Hiszpanii najczęściej bywa, sceny biblijne. Układa się je na Boże Ciało, dlatego będąc z wizytą w maju mogliśmy podziwiać początki przygotowań.
Co ciekawe, istnieje nawet zawód układacza dywanów. Wielcy układacze (?) mają w Orotavie swoje tablice upamiętniające, a cały fach dorobił się nawet swojego pomnika
układanie dywanów przed Ayuntamiento

trochę słabo widoczny pomnik przed jednym z kościołów 
Poza tymczasowym widokiem dywanów w miasteczku czeka na turystę jeszcze kilka atrakcji. Warto zajrzeć do Ayuntamiento, czyli Ratusza, przed którym układane są rzeczone dywany, bo budynek to całkiem okazały. Za nim zaś znajduje się dodatkowo ogród botaniczny.
Poza tym turyści odwiedzają tu głównie Casa de los Balcones, typowy dom z XVII wieku, znany ze swoich balkonów i patio wewnętrznego z ciosanego drewna. Wewnątrz znajduje się kilka sklepów, w których zakupić można tradycyjne kanaryjskie wyroby takie jak mojo, ręcznie wyszywane serwety czy kosmetyki z bananów i aloesu. 
P.S. Dzieci Neostrady ucieszy wiadomość, że w Domu Turysty dostępne jest WiFi! :)

Obok Casa de los Balcones znajduje się cmentarz, na który z doświadczenia gorąco polecam zajrzeć. Przeciętnego Polaka na pewno nie pozostawi obojętnym, gdyż prezentuje podejście do śmierci zgoła odmienne od naszego a dużo bliższe temu np. latynoamerykańskiemu. Groby przyozdobione są kolorowymi fotografiami, często np. z plaży bądź podczas jedzenia. Na jednej czwartej z nich tłem płyty jest krajobraz Teneryfy. Pojawiają się obok właścicieli także obrazy psów, lam czy ulubionych samochodów. Naprawdę warto.
Poza cmentarzem, w Orotavie klasycznie można znaleźć kościoły z szarą fasadą, we wspomnianym już stylu baroku kolonialnego.
 Z dachów budynków, jak z wielu punktów Teneryfy w pogodny dzień, można podziwiać górujący nad wyspą Teide.
Jadąc na zachód natrafić można na kolejne, warte zachodu miasteczko :-) - Icod de los Vinos. Malutkie i bardzo urokliwe cieszy się popularnością dzięki gigantycznej dracenie, zwanej el Drago milenario, znajdującej się nawet w jego herbie. Jak sama nazwa wskazuje, ktoś kiedyś wymyślił, że skoro drzewo jest takie ogromne, musi mieć ponad tysiąc lat. Nikt jednak nie wie, ile ma dokładnie (szacuje się na około 500/600), ale jest ogromne i turyści się zachwycają. 
 Żeby nie było, że Hiszpanie sobie znowu wymyślili, poniższe zdjęcie pokazuje olbrzyma w porównaniu ze wzrostem przeciętnego człowieka:

Drago z Icod de los Vinos w tle

park

jaszczur

Wokół drzewa rozciąga się park. Wstęp jest płatny (2,5 euro od studenciaka), ale można podziwiać tam endemiczną faunę i florę Kanarów (plus kurczaki i kaczki!)
Poza roślinkami w parku znajduje się także malutka jaskinia. W środku zaaranżowano mini-muzeum, przedstawiające pochówek Guanczów, czyli mieszkańców, których na wyspie zastali Hiszpanie.
Aby zobaczyć Drago nie trzeba wchodzić do parku, wystarczy wspiąć się na znajdujący się na przeciwko mirador, czyli punkt widokowy, z którego rozciąga się śliczny widok na Ocean. Tuż obok znajduje się kolejny kanaryjski kościół, Iglesia de San Marcos, do którego, już tradycyjnie, wejść się nie dało.

Z Icod de los Vinos, jadąc pod górę, dociera się do Cueva del Viento. Jest to ogromna jaskinia, do której aby wejść, należy uprzednio zarezerwować termin. Wejście możliwe jest tylko z przewodnikiem, w niewielkich, 16-osobowych grupach. Osoba dorosła musi zapłacić za tę dwugodzinną przyjemność 16 euro. Bez uprzednio zarezerwowanego wstępu tubylcy nie radzą się tam nawet zapuszczać, gdyż nie zobaczy się absolutnie nic.
CDN.

Puerto de la Cruz

Wycieczka na Wyspy Kanaryjskie zakończona, dlatego też czas na podsumowanie. Zobaczyliśmy tak wiele i tak wiele mam do pokazania, że wpis rozbiję na mniejsze notki.
Na początek słów kilka na temat celu naszej wyprawy, czyli Teneryfy. Teneryfa to największa z Wysp Kanaryjskich, leżąca w tzw ich części zachodniej. Jej stolica, Santa Cruz de Tenerife, jest zarazem stolicą całej autonomii (na zmianę z głównym miastem Gran Canarii, czyli Las Palmas de Gran Canaria).

Sama wyspa dzieli się umownie na dwie części - północną i południową. Pierwsza, ze stolicą, jest bardziej pochmurna i o klimacie kapryśnym, południe zaś to synonim turystyki, gigantycznych kurortów (w tym najbardziej znany Los Cristianos) i wiecznego lata (temperatura na Kanarach praktycznie przez cały rok utrzymuje się na podobnym poziomie około dwudziestu stopni). Odwiedzając Teneryfę stosunkowo łatwo (najłatwiej promem) zaliczyć także wycieczkę na pobliskie, pomniejsze wyspy strony zachodniej, czyli La Gomerę, El Hierro i La Palmę.
Z Sevilli na Teneryfę dolecieć łatwo, najbardziej oczywisty wybór to Ryanair oraz Vueling. Pierwszy tańszy, ale ląduje na południu, drugi droższy, za to o niebo lepszy i leci także na północ, na którą to właśnie się wybraliśmy.
Puerto de la Cruz jest oddalone od stolicy wyspy, Santa Cruz de Tenerife, o jakieś pół godzinki. Bilet z lotniska w, jak na hiszpański transport, rozsądnej cenie 4,5 euro (jeśli będziecie poruszać się po wyspie autobusem warto wykupić karnety, za 15 bądź 25 euro, w ramach których każdy przejazd będzie kosztował Was mniej). Najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście posiadanie na wyspie samochodu. My dysponowaliśmy takowym dzięki uprzejmości naszego gospodarza i tylko dzięki temu zobaczyliśmy praktycznie wszystko co się dało zarówno na Teneryfie, jak i la Gomerze, w trochę ponad tydzień.
Puerto de la Cruz, czyli miejsce naszego stałego pobytu, uznawane jest za miasto z najlepszą pogodą na północy wyspy. Jeśli jednak na coś należy się przygotować jadąc na Teneryfę (a przynajmniej na północ) to właśnie fakt, że wszelkie prognozy pogody nie mają tutaj zastosowania. Klimat zmienia się tam na przestrzeni bardzo niewielu kilometrów, dlatego bardzo możliwe, że wyruszając z zachmurzonego Puerto, po chwili można się znaleźć w zalanym słońcem, na przykład, Garachico.
W kwestii zwiedzania cała Teneryfa, i w ogóle Wyspy Kanaryjskie, mają do zaoferowania przede wszystkim krajobrazy. Najwcześniejsze zabytki sięgają tu kolonizacji hiszpańskiej i, szczególnie dla osób niezaznajomionych z architekturą Nowego Świata, mogą być jej przyjemną namiastką.
W Puerto do zwiedzania jest niewiele. Słynie ono jednak z ogromnego parku rozrywki, Loro Parque, do którego zjeżdżają tłumnie turyści z południa. Jak sama nazwa wskazuje, główną atrakcją są papugi. Oprócz nich podziwiać można także show z orkami, delfinami i całą rzeszą innych zwierząt. Na naszą studencką kieszeń była to rozrywka odrobinę zbyt ekstrawagancka, bo kosztująca aż 33 euro od dorosłego widza. Dla leniwych, poza parkiem, w Puerto można cieszyć się tradycyjnie czarnymi plażami oraz kompleksem basenów wybudowanym w centrum, nad samym morzem, dla mieszkańców (wstęp płatny).


Nieopodal stoi biała, XIX-wieczna, Ermita de San Telmo. 
Ermita de San Telmo
fontanna na Plaza del Charco
Punktem centralnym miasta jest Plaza del Charco, czyli dokładnie "Plac Kałuży". Wchodząc nocą od Placu wgłąb miasteczka trafia się na ulicę klubową, choć w Puerto trzeba ją raczej mianować barową. Warto wpaść do Limbo, czyli trochę alternatywnego, zaadaptowanego na klubo-bar domu z czasów kolonialnych. Muzyka na żywo średnia (przynajmniej podczas naszej wizyty) ale otoczenie warte nawiedzenia!
P.S. tania, dobra tequila! ;)
Pozostałości fortyfikacji rozciągają wzdłuż całego wybrzeża, których najbardziej rozpoznawalną częścią jest Castillo de San Felipe.

Casa de la Aduana, czyli Urząd Celny z XVII wieku, położony za Plaza del Charco, idąc wzdłuż wybrzeża, mieści obecnie informację turystyczną oraz muzeum sztuki współczesnej
Nieopodal znajduje się jeden z najbardziej znanych kościołów miasteczka, zbudowana w stylu baroku kolonialnego Iglesia de Nuestra Señora de la Peña de Francia. Zabytek z końca XVII wieku podobno chroni piękne obrazy i rzeźby, jednak, jak to bywa w większości hiszpańskich kościołów, trafienie na otwarte drzwi graniczy z cudem.


Jeśli mieszkacie w Puerto warto choć raz odwiedzić Parque Taoro. Zbudowany na wzgórzu park prezentuje zupełnie niespotykaną odsłonę Wyspy. Pięknie zadbany (!) i nowy, położony pośród luksusowych willi, zalany biegającymi mieszkańcami i szykownymi mamami, pozwala poczuć się jak w "Desperate Housewives". Dodatkowo zapewnia cudowne widoki na całe miasto, nawet przy niezbyt dopisującej pogodzie

kościół anglikański z końca XIX wieku

Parque Taoro


W następnych odcinkach kolejne odsłony Teneryfy, a w swoim czasie także i La Gomery! :)

P.S. Przykro mi, że odwiedzacie i nic tu nie znajdujecie, teraz postaram się powoli nadrobić zaległości (mimo, że wielkimi krokami zbliża się sesja a na głowie licencjat)! Mogę usprawiedliwić się jedynie tym, że Erasmus w drugim semestrze nie daje mi odpocząć..
P.S.2 Część zdjęć dołączonych do niniejszego tekstu zawdzięczam Michałowi
XOXO