niedziela, 23 września 2012

Busqueda avanzada

Od przedwczoraj mamy już gdzie mieszkać! Ale żeby nie było zbyt wesoło, w mieszkaniu trwa remont i wciąż nie mamy swoich pokoi..

Poszukiwania były długie i żmudne. Przede wszystkim dlatego, że zaczynałyśmy od szukania samodzielnego mieszkania dla nas dwóch. Szybko jednak okazało się, że graniczy to niemal z cudem bo przeważają mieszkania 3-pokojowe a jeśli już nawet znajdzie się dwu to jego cena przekracza nasz założony budżet (około 250 euro na głowę miesięcznie). Co wygodne, w Hiszpanii za pokoje liczy się tylko sypialnie, salon jest właściwie gratisem. Szukać chyba najłatwiej jest przez internet - uniwersytet oferuje specjalną stronę z ogłoszeniami (bez zdjęć) i istnieje wiele portali ułatwiających znalezienie odpowiedniego lokum takich jak np. mundoanuncio, easypiso czy enalquiler. Robić to można także chodząc po ulicy i zwyczajnie dzwoniąc na numery właścicieli wynajmowanych mieszkań, które wywieszane są bezpośrednio na balkonach. Na każdej ulicy znaleźć można co najmniej kilka ofert.
Priorytetem była lokalizacja i cena, przy czym pierwsze bardzo wiąże się z drugim, bo komunikacja miejska w Sevilli do najtańszych nie należy (bilet autobusowy kosztuje 1,30 euro, przejażdżka jedyną linią metra trochę więcej). Świetnym rozwiązaniem jest w Sevilli instytucja Sevici, czyli sieci miejskich rowerów. Punkty rozstawione są praktycznie wszędzie a ścieżki rowerowe łatwiej tu znaleźć niż normalny chodnik. Rowery wypożyczać można tylko posiadając abonament, którego są dwa warianty - tygodniowy i roczny. Pierwszy to wydatek rzędu około 12, drugi - 29 euro zatem cenowo Sevici zdecydowanie wygrywa z Tussamem czyli tutejszym ZTMem. Jedynym problemem jest konieczność posiadania karty, którą wyrabia się przez internet ale trzeba zaczekać aż zostanie dostarczona, czyli, jak głosi oświadczenie, POWINNA dojść OKOŁO 20 dni po wypełnieniu druku. Z hiszpańskim mañana jeśli dojdzie w przeciągu miesiąca można to będzie poczytywać za sukces. Jak już zdążyła już nas poinformować nowa współlokatorka, dodatkowym plusem jest fakt, że policja nigdy rowerzystów nie sprawdza więc i nocą da się do domu jakoś wrócić ;)
Kolejną w miarę ważną kwestią jest klimatyzacja, która zdecydowanie może się tu przydać, szczególnie jak ponownie zawita lato. Przy temperaturach utrzymujących się tu w lipcu na poziomie 50 stopni ciężko byłoby skupić się na sesji letniej. Z drugiej strony nie istnieje tu coś takiego jak ogrzewanie centralne dlatego funkcję tę przejmuje klimatyzacja, a, jak zapewniają tubylcy, bardzo się to przyda bo zimy są strasznie wilgotne i zimne, temperatura spada nawet czasem do 10 stopni (na plusie oczywiście).
Jeśli chodzi o koszty to są bardzo różne, jednak przeważnie nigdzie (w miarę blisko centrum) cena za pokój nie spada poniżej 200 euro. Jeśli masz do wydania 300-350 euro w ofertach można już przebierać.  Przeważnie w cenę wynajmu wliczona jest tzw. comunidad czyli opłata miesięczna stała, w której z większych kosztów znajduje się m.in. woda. Poza podawaną ceną najczęściej trzeba zapłacić oddzielnie jeszcze luz czyli światło i elektryczność, gas (najczęściej wymiana butli gazowych na które działa tu wciąż większość kuchenek i term) oraz internet. Dodatkowo zawsze właściciele wymagają fianza czyli kaucji w wysokości przeważnie miesięcznego czynszu.

Po fiasku poszukiwań mieszkania z dwiema sypialniami zaczęłyśmy rozglądać się za piso compartido czyli po prostu za mieszkaniem studenckim. Tutaj ceny są bardziej przystępne, raczej nie przekraczają 250 euro czynszu ale wciąż poniżej 200 schodzi mało która oferta. Plusem jest fakt dzielenia pozostałych kosztów między większą liczbę osób i przeważnie zamontowane już łącze internetowe. Minusem oczywiście nieznajomość przyszłych współlokatorów i konieczność dzielenia przestrzeni publicznej z kimś zupełnie obcym, ale coś za coś.

Po przebyciu dziesiątek kilometrów i obejrzeniu wielu mieszkań, w tym kilku przebrzydłych, zarosłych brudem nor, osiadłyśmy nareszcie w 3-sypialnianym mieszkanku bardzo blisko centrum z przesympatyczną na pierwszy kontakt Boliwijką. Mimo niewygód remontowych, braku piekarnika i stopniowego otwierania się oczu na kolejne braki nowego ogniska domowego jesteśmy szczęśliwe, że mogłyśmy wegetować cały ostatni weekend wakacji już w swoim nowym salonie. Jutro teoretycznie początek zajęć ale Universidad de Sevilla nawet nie uraczył nas jeszcze planem zajęć. Dlatego disfrutamos dalej, popijając ostatnie prawdziwe tinto de verano i żegnając oficjalnie wakacje 2012.
Besos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz