środa, 14 listopada 2012

Cádiz

Czas na drugą i ostatnią zaległą dużą wycieczkę czyli Kadyks.
Do hiszpańskiej stolicy karnawału wybrałyśmy się tym razem prywatnie i na trochę dłużej, bo aż cały weekend. Dojazd jest prosty i przyjemny, z Estación Prado codziennie co dwie godziny odjeżdżają bezpośrednie autobusy. Kupując od razu bilet powrotny cała podróż kosztuje około 21 euro.
Kadyks zajmuje całkowicie niewielki półwysep położony niecałe 2h drogi od Sevilli. Przez niewielką powierzchnię miasto jest niezwykle skondensowane. Wzdłuż głównej ulicy ciągną się wielopiętrowe bloki i hotele zza których praktycznie nie widać oceanu mimo, że znajduje się na wyciągnięcie ręki.
Dzięki uprzejmości znajomych zamieszkałyśmy na te dwa dni w ich mieszkaniu na południu, niedaleko wjazdu na półwysep. Jednak to, co Kadyks ma do zaoferowania znajduje się na samej północy. Po około 5km marszu piękną promenadą ciągnącą się wzdłuż brzegu, znalazłyśmy się w Casco antiguo, które, dzięki Bogu, zdecydowanie różni się od reszty miasta.

plac zabaw na promenadzie























To co warto zobaczyć w Kadyksie mieści się na bardzo niewielkiej przestrzeni. Najważniejsze punkty miasta to Ratusz, katedra, port oraz charakterystyczny zamek na którego terenie mieści się również latarnia morska, a do którego dojść trzeba małą, starą promenadą.
Ayuntamiento

Catedral de Santa Cruz


Castillo de San Sebastián

Port Kadyksu to historycznie jeden z najważniejszych portów hiszpańskich. Do teraz panuje w nim ogromny ruch, zarówno towarowy jak i turystyczny. Ogromne wycieczkowce odpływają stąd na Wyspy Kanaryjskie i nie tylko.

Podczas odpływu woda cofa się naprawdę znacznie, na tyle, że swobodnie można zasiąść na skałach znajdujących się tuż obok wspomnianego wyżej zamku i podziwiać to, co wieczory nad morzem mają najlepszego do zaoferowania nam, 'kontynentalnym' - spokój.













Do Kadyksu będę musiała wybrać się jeszcze raz, w trakcie Karnawału, który różni się tu podobno znacznie od wszystkich innych. W wielkim teatrze Falla wybiera się najlepsze grupy świętujących przybywające tu ze wszystkich stron, ulicami przetaczają się bez przerwy parady i fieście nie ma końca.
Gran Teatro Falla
Poza wymienionymi 'atrakcjami' miasto tak naprawdę wydało mi się bardzo dziwne. Zdecydowanie czuć w powietrzu, że głównie nazwać je można mianem turystycznego, co po sezonie stwarza wrażenie niezbyt dobre. Jest trochę jakby wymarłe a jego architektura i rozmieszczenie prowokują uczucie wszechogarniającej sztuczności. Z jednej strony stoi piękna katedra, z drugiej zaś kilkaset metrów dalej wyłania się niezbyt zachwycający ratusz oraz odchodzący od niego deptak. Wzdłuż owego zamontowano małe pseudofontanny niezbyt dumnie przedstawiające show brzydkich świateł i dochodzącej z głośników zbyt głośnej, tandetnej muzyki. Zakładam, że była to nieudolna próba powielenia popularnego w wielu miastach pokazu z serii 'światło-dźwięk'.
Kontrasty uderzają z każdej strony. Na jednej ulicy błyszczy świeżo postawiony hotel i spa, na tej obok zaś trafia się do skąpanego w ciemności parku ze sztucznymi dinozaurami.. Trochę dalej jeszcze natrafić można na wielki monument upamiętniający konstytucję podpisaną w Kadyksie dokładnie 200 lat temu, w 1812.

Poza rozdwojeniem jaźni miasto dostarczyć nam może także przyjemnych wrażeń, takich, jakich spodziewalibyśmy się po zwykłym hiszpańskim mieście. W najstarszej części wąskie, ładne uliczki, przy samym oceanie zaś całkiem ładne, zielone i zadbane parki. 

Podsumowując, ja osobiście nie wybrałabym Kadyksu na miejsce letniego wypoczynku. Mimo, że oferuje takie widoki:



Być może przekonam się bardziej, gdy odwiedzę Kadyks po raz drugi - w karnawale. I'll keep you informed ;)
Reszta zdjęć z wycieczki na Picasie: Cádiz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz