środa, 24 października 2012

Universidad de Sevilla

Dziś ważny dzień, bo razem z US obchodzimy miesięcznicę wspólnego egzystowania. Droga ta bywała czasem trudna, czasem nieznośna, często się rozjeżdżała, jednak generalnie nasz związek ma się całkiem nieźle. Z tej okazji proponuję przyszłym studentom US oraz pozostałym zainteresowanym mały close-up na akademickie życie Erasmusa.

Przede wszystkim, jak cała masa innych rzeczy, studiowanie w Hiszpanii wygląda zupełnie odmiennie niż na UW. Studentów SGH zapewne to nie zdziwi, jednak UW myślę, że pozostanie pod wrażeniem faktu, że na żadnych (!) zajęciach nie jest sprawdzana obecność. Prawie każdemu profesorowi należy wręczyć kartonik, specjalnie emitowany przez uczelniane ksero, na którym nakleja się swoją fotkę i wypełnia wszystkie dane coby profesor grzecznie mógł nauczyć się wszystkich buź. 

Największym szokiem, który przyszło mi przeżyć na początku kariery hiszpańskiego studenta, jest ilość zajęć. Przyzwyczajona do polskiego trybu studiów z radością przyjrzałam się planowi zajęć i zabrałam do wybierania odpowiadających mi godzin. Niestety jednak, zajęcia odbywające się raz w tygodniu w ogóle się tu nie zdarzają. Każdy przedmiot odbywa się co najmniej dwa razy w tygodniu (niezwykle rzadki przypadek), trzy jest zupełnym standardem, ale nikt nie dziwi się też zajęciom odbywającym się cztery razy w tygodniu. Naturalną konsekwencją takiej ilości zajęć jest ich tempo. To, co u nas odbywa się na jednych zajęciach tutaj zajmuje dwa tygodnie. I tak na przykład kurs z Literatury Hiszpańskiej XIX wieku, po miesiącu zajęć, zakończył obecnie z sukcesem Wprowadzenie do Romantyzmu. W tym czasie znalazła się i chwila na wypisywanie skojarzeń na tablicy, natchnione czytanie manifestów romantycznych na zajęciach czy oglądanie na rzutniku obrazków proponowanych przez Googla.

Jako Erasmus za studia nie musiałam płacić nic (oprócz 1,12 euro ubezpieczenia zdrowotnego  :)), jednak zwykli hiszpańscy studenci już tak dobrze nie mają. Nawet publiczna edukacja w Hiszpanii jest płatna, a za jeden przedmiot zapłacić trzeba nawet do 100 euro za semestr. Obecnie trwają na uniwersytetach protesty w związku z zapowiedzianymi podwyżkami. Za kilka lat jeden semestralny przedmiot może kosztować nawet 570 euro, co zapewne zamknie wielu młodym ludziom drogę akademicką. 

Jeśli chodzi o samych studentów to także odnotowuje się znaczne różnice. Być może jest to spowodowane koniecznością płacenia za studia, ale studiujący Hiszpanie są dużo bardziej.. "uduchowieni" niż ci polscy (obserwacja poczyniona na humanistach). Znacznie mocniej wczuwają się w analizowane tematy, włącznie ze wstaniem z ławki i wypisaniem wielkimi literami na tablicy ROMANTYZM NIE ISTNIEJE oraz późniejszym monologiem wygłoszonym na tenże temat. Potem jednak następuje co najdziwniejsze - nikt nie patrzy na śmiałka z politowaniem ani pobłażaniem, o pogardzie już nie wspominając (oprócz Erasmusów:)). Wręcz przeciwnie, zawiązuje się zagorzała dyskusja o tym, co kolega miał na myśli i co sądzą inni.

Do Hiszpanii warto przyjechać chcąc podszkolić swój, dokładnie tak, hiszpański. Może ciut mniej polecałabym Andaluzję dla początkujących bo nie dość, że akcent może początkowo szokować, to przedmiotów prowadzonych po angielsku jest jak na lekarstwo (ja np. nie spotkałam się jeszcze z ani jednym). Z drugiej strony to chyba jednak dobrze, bo angielski w wykonaniu hiszpańskim jest w większości przypadków nie do odcyfrowania. Jest to zapewne konsekwencją stereotypowego, jednak potwierdzonego już nie raz, braku zdolności językowych. O ile jeszcze w kwestii angielskiego można to sobie wytłumaczyć niesamowitymi różnicami językowymi i kulturowymi, to już np. jeśli chodzi o włoski kryterium takiego zastosować nie można. Przy tak ogromnym podobieństwie obu języków Hiszpanie na poziomie B1 nie potrafią powiedzieć praktycznie nic poprawnie, nawet, jeśli słowa są zupełną kalką. 

Przyjeżdżając do Sevilli (i ogólnie na południe) należy, tak jak we wszystkich innych sprawach, uzbroić się w  cierpliwość. Fakt, że nie możesz się zalogować do wirtualnego dziekanatu, że Twoje hasło nie działa, że dokument, który chcesz podpisać podpisuje się kilka kilometrów dalej, mimo, że na stronie napisane jest, że tu, nie jest tutaj niczym zaskakującym. Okienko obsługujące ponad 3 tysiące zagranicznych studentów (tylko na wydziale filologii!) jest oczywiście tylko jedno i otwarte tylko do godziny 14, jeśli zaś z niewyjaśnionych przyczyn zamyka się wcześniej, informacja pojawia się oczywiście danego dnia i tylko i wyłącznie jako kartka na rzeczonym okienku. Te i wiele innych, pasjonujących niespodzianek, czeka tu na studentów i przyjezdnych. Wystarczy jednak przypomnieć sobie, że to Hiszpania, i nagle okazuje się, że faktycznie nie jest tak źle. Mañana działa w końcu w obie strony :) Zapraszamy na Południe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz